Tegoroczna edycja festiwalu już niestety za nami. Ja spędziłam na chodzeniu po różnych wystawach 2 dni, i bynajmniej nie jestem zawiedziona. Podobała mi się zarówno ogromna różnorodność projektantów, których pracę można było zobaczyć, jak również bardzo dobra organizacja imprezy. Myślę, że Ci z was, którym udało się być na wystawach, zgodzą się ze mną. Natomiast dla tych, których na tegorocznym festiwalu Dutch Design Week zabrakło, postanowiłam zamieścić kilka zdjęć. Może zachęci was to do odwiedzenia kilku wystaw w przyszłym roku.
Prace studentów Design Academy Eindhoven.
Dutch Design Awards.
Przy większości wystawionych przedmiotów, można spotkać samych projektantów i u źródła dowiedzieć się - co autor miał na myśli. Nie jest to, wbrew pozorom, zawsze takie oczywiste.
Dlatego, jeśli tylko nie było zakazu, wszystko woleliśmy dla pewności sprawdzić osobiście. Tutaj akurat lampa, którą można do woli wyginać.
Ciekawostki techniczne wystawione w hali Klokgebouw.
Dekoracja wnętrz, którą również można było zobaczyć w Klokgebouw.
Volvo Design Reiders.
Czyli świetna akcja promocyjna marki Volvo i duże ułatwienie dla zwiedzających. Ponieważ wystawy są umieszczone w całym mieście i jest ich dużo, szkoda troszkę czasu na chodzenie wszędzie pieszo. (tym bardziej, jak widać na zdjęciu, pogoda nie była wymarzona). Wszyscy odwiedzający wystawy mogli za darmo poruszać się darmowymi taksówkami Volvo V40. Na żadnym z przystanków nie czekaliśmy dużej niż 10 min, a taksówki kursowały do późnego wieczora. Samochody świetne i myślimy, że to na prawdę dobre posunięcie ze strony producenta.
Jeszcze trochę tłoczonych kartek.
Widok strefy Strip-S z góry.
I na koniec, jako bonus, coś co odkryliśmy przez przypadek - skatepark - również w strefie Strip-S.
A może wy macie swoje ulubione imprezy, czy festiwale w Holandii, które chętnie odwiedzacie, i które moglibyście polecić innym? Koniecznie napiszcie o nich w komentarzu.
Dutch Design Week jest dla mnie imprezą obowiązkową i jeśli jeszcze nie mieliście okazji w niej uczestniczyć, gorąco ją wam polecam. Festiwal odbywa się co roku w Eindhoven, jest to już jego 13 edycja. Trwa zawsze 9 dni i wypada w drugiej połowie października, w tym roku są to daty 18 do 26-10-2014. Na pewno nie jest to impreza przeznaczona tylko dla miłośników projektowania, technologii, czy sztuki, ale dla wszystkich, którzy są ciekawi jak będzie wyglądał świat jutra. Jest to też świetna rozrywka i bardzo fajnie spędzony czas.
W wystawach uczestniczyłam już trzykrotnie i nigdy się nie zawiodłam, wręcz przeciwnie. Design jest tak szerokim pojęciem, że na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. W tym roku w festiwalu weźmie udział aż 2200 projektantów, a wszystko odbywać się będzie w 78 lokalizacjach w centrum miasta. Żeby udowodnić różnorodność atrakcji, wspomnę, że w poprzednich latach, zobaczyłam mnóstwo nowoczesnych mebli, biżuterii, proces projektowania samochodu, designerskie naczynia, sztućce, drukarki 3D wraz z prezentacją jak działają i co można nimi wyczarować, tkaniny, dzianiny, buty nie z tej ziemi, wystawę plakatu, grafikę wydawniczą, projekty przystanków autobusowych, urządzeń AGD... i wiele wiele innych rzeczy, których nie zdołałam nawet spamiętać. Oprócz grafiki, mody, projektowania przemysłowego, technologii, możemy się także spotkać z architekturą, projektowaniem krajobrazu, czy designem żywności (cokolwiek to znaczy).
Oczywiście nie zamierzam odwiedzić wszystkich wystaw i wam również tego nie polecam. Na stronie organizatorów znajdziecie dokładny program i wszystkie ważne informację. Gdzie odbywa się jaka wystawa, czy wstęp jest płatny i jakie są godziny otwarcia. Proponuje wam usiąść przed komputerem i zrobić konkretny plan, co dokładnie chcielibyście zobaczyć. Jeśli okaże się, że wiele z wystaw na których wam zależy jest płatnych to weźcie pod uwagę zakup biletu na cały festiwal (€17,50, lub troszkę taniej, jeśli kupicie bilet przez internet). Jednak nie róbcie tego przedwcześnie, bo wiele wystaw jest darmowych i może okazać się, że bilet wcale nie będzie wam potrzebny.
Jeśli jesteście zupełnymi laikami w tym temacie, a może chcielibyście coś tam zobaczyć, a nie zależy wam na układaniu jakiegoś wielkiego planu zwiedzania, to polecam kierować się od razu do Strijp-S. Tam mieści się duża hala wystawowa (Klockgebouw), do której zawsze jest darmowy wstęp. Można zobaczyć tam kilkunastu wystawców, tematyka jest bardzo różnorodna. Znajduje się tam również sklep, gdzie można kupić interesujące gadżety. Jeżeli macie dzieci, jak najbardziej możecie zabrać je ze sobą, na pewno nie będą marudzić.
Dojazd Jeśli nie jesteście mieszkańcami Eindhoven, możecie wybrać się do niego oczywiście autem. Z Hagi jest to około 1,5 h jazdy, z Amsterdamu również. Jedynie mieszkańcy z północy mają troszkę dalej. Zaparkować możecie na różnych parkingach w centrum, lub troszkę taniej we wspomnianej wcześniej Strip-S (w czasie festiwalu parking jest tam niedrogi, nie pamiętam, czy kosztuje € 2, czy € 4). Większość wystaw jest tak zlokalizowana, że możecie poruszać się między nimi spacerkiem. Istnieje także możliwość wypożyczenia roweru.
Natomiast dla tych niezmotoryzowanych polecam pociąg. Stacja kolejowa znajduje się w samym centrum miasta, a od wspomnianej Strip-S dzieli ją ok. 20 min spaceru. Cena biletu zależy od miasta z którego będziecie wyruszać, ale możecie także skorzystać z promocji. Jednodniowe bilety na pociąg można często spotkać w drogeriach Kruidvat. Obecnie w ofercie sklepu są bilety jednodniowe za € 13,99 - po więcej informacji kliknij tutaj. Zaznaczę tylko, że bilety można kupować do 19 października i do wyczerpania zapasów. OP=OP, więc watro się spieszyć.
Nigdy nie skakałam ze spadochronem i na pewno nie zamierzam tego robić. Jednak kupiłam taki skok w prezencie mojemu mężowi, pojechałam z nim na wyspę Texel, służąc wsparciem i uwieczniając wszystko na fotografiach. Pomimo, że od skoku minął już ponad rok, pomyślałam, że fajnie będzie podzielić się z wami tym doświadczeniem. Zaznaczę jeszcze, że nie był to prezent niespodzianka, tylko świadoma decyzja Sławka, który sam znalazł ofertę w internecie i powiedział mi wprost, że bardzo ucieszyłby go taki prezent. Na pewno nie polecam wręczać komuś tego typu prezentu bez wcześniejszej rozmowy, bo myślę, że to powinna być każdego indywidualna, przemyślana decyzja.
Miejsce Oferta skoku ze spadochronem, którą znaleźliśmy (całkiem przypadkowo) w internecie, dotyczyła centrum skoków spadochronowych, które znajduje się na jednej z holenderskich wysp na północy kraju - wyspie Texel. Centrum nazywa się dokładnie Paracentrum Texel, a klikając w nazwę, możecie obejrzeć ich stronę internetową.
Jedyną z holenderskich wysp, którą wcześniej odwiedziliśmy była wyspa Ameland i byliśmy nią bardzo oczarowani. Dlatego możliwość zobaczenia kolejnej wyspy i połączenie tego ze skokiem spadochronowym, wydała nam się niezwykle atrakcyjna. O skoku z widokiem na morze nie wspominając.
Cena Początkujący skoczkowie mają do wyboru 2 opcje, mogą skakać w tandemie, albo samodzielnie. Tandem polega na tym, że jesteście przypięci do profesjonalnego skoczka. To on wyskakuje z samolotu, otwiera spadochron, oraz steruje lotem. Waszym zadaniem jest tylko cieszenie się widokiem. Plusem takiego skoku jest oczywiście bardzo krótkie szkolenie, oraz skok z większej wysokości niż w przypadku samodzielnego skoku.
Skok w tandemie można kupić bezpośrednio w sklepie internetowym Paracentrum i kosztuje on € 199,00. Jeśli zależy wam dodatkowo na fotorelacji i filmie DVD z waszego wyczynu, musicie doliczyć dodatkowe € 95,00.
Sławka niestety taki skok w tandemie nie satysfakcjonował i zdecydowanie wybrał opcję samodzielnego skoku. W sklepie internetowym, taki skok nosi nazwę First Jump Course, ponieważ oprócz samego skoku, musimy ukończyć szkolenie. Oczywiście, żeby wybrać tą opcję należy znać język holenderski lub angielski (dwie opcje językowe do wyboru) w stopniu komunikatywnym. Kolejnym wymogiem jest skończone 16 lat oraz zaświadczenie od lekarza rodzinnego. Koszt takiego kursu wraz ze skokiem to € 499,00, natomiast jeśli chcecie zostać posiadaczami filmu z całego kursu, oraz samego skoku, musicie się liczyć z dodatkowym kosztem € 35,00.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym za tego typu atrakcję zapłaciła regularną cenę, dlatego wam również polecam polowanie na okazję. Ja swój kupon kupiłam na popularnym Marktplaatsu. Strona ta, oprócz popularnych aukcji, ma również zakładkę Marktplaats Aanbieding. Można na niej znaleźć różne ciekawe oferty, od patelni, przez noclegi po skoki spadochronowe właśnie. Nie gwarantuje wam, że oferta jeszcze się pojawi, ale jeśli jesteście zainteresowani, to na pewno warto tam zaglądać. Możecie także wpisać swój adres na stronie, żeby otrzymywać informację o najnowszych akcjach na skrzynkę mailową. A różnica w cenie jest znaczna, ponieważ zamiast € 499,00 zapłaciliśmy tylko € 199,00.
Podczas samego kursu, zauważyłam, że każdy z uczestników miał w ręce swój wydrukowany kupon, który udało mu się zdobyć w niższej cenie. Nie wszyscy jednak mieli na nich logo Marktplaats. Niektórzy zakupili swoje bony na portalu Groupon.nl. Jak najbardziej polecam wam tą stronę, tylko podczas szukania radzę wpisywać od razu: parachute springen i zaznaczać kategorię: er op uit, bo inaczej możecie przeglądać ją niemal w nieskończoność. Na chwilę obecną nie ma niestety oferty z Paracentrum Texel, ale spotkałam się już z nią tam kilkukrotnie, więc na pewno warto polować. Teraz pisząc dla was ten post, trafiłam np. na voucher na lot helikopterem, więc jak nawet nie traficie na skok spadochronowy, to może zainspiruje was to do innych przygód.
Kolejnym portalem, na którym można znaleźć skok w atrakcyjnej cenie, jest portal VakantieVeilingen.nl. Nie kupicie tam jednak skoku w regularnej, promocyjnej cenie, tylko będziecie musieli wziąć udział w licytacji z innymi uczestnikami. W tym momencie na stronie jest oferta First Jump Course, podlinkuje wam ją tutaj. Najwyższa cena to € 105, ale do końca aukcji pozostało jeszcze 8 godzin, więc na pewno jeszcze wzrośnie. Jeżeli chcecie zobaczyć aktualne oferty (ponieważ ta z linku, nie będzie już prawdopodobnie działać) polecam wpisać w wyszukiwarkę na stronie: parachute lub Texel. Czasem zdarza się również tak, że ktoś kupił taki kupon rabatowy, a nie chcę, lub nie może go wykorzystać. Wtedy odsprzedaje go w dobrej cenie za pośrednictwem portalu Marktplaats.
Jeśli znacie jeszcze jakieś serwisy, które proponują m.in. skoki spadochronowe w okazyjnych cenach to koniecznie napiszcie o tym w komentarzu. Koszty dodatkowe Oczywiście musicie liczyć się także z kosztami dojazdu na samą wyspę. Można to zrobić transportem publicznym. W miejscowości den Helder, z której odpływa prom na wyspę, jest stacja kolejowa. Należy jednak doliczyć także koszty biletów autobusowych ze stacji do miejsca, z którego odpływa prom, oraz koszty biletu autobusowego na samej wyspie, oraz oczywiście koszty przeprawy promem. My zdecydowanie wybraliśmy opcję - transport własny, czyli pojechaliśmy autem. Wtedy doliczacie tylko koszty paliwa i biletu na prom. Sprawdzenie ceny oraz zakup biletu umożliwia strona Teso.nl. Znajdziecie tam również aktualny rozkład, a wszystko po holendersku, niemiecku lub angielsku, więc bez obaw.
Jeśli zdecydujecie się na samodzielny skok, musicie zostać na wyspie 2 dni, więc dochodzą koszty noclegu. Ja znalazłam hotel, tam gdzie zazwyczaj, czyli na stronie booking.com. Wybrałam De Plikan Texel, bo był w atrakcyjnej cenie i akceptował zwierzęta (wybraliśmy się razem z kotem). Śniadanie było już w ofercie, natomiast na kolację przeszliśmy się spacerkiem do centrum miasteczka De Koog. Część najważniejsza - sam skok Dzień I Nasz plan wyglądał następująco - pojedziemy wspólnie do Paracentrum, zostawię tam mojego męża na kursie, sama wezmę auto i przejadę się po wyspie. Za 2, góra 3 godzinki, odbiorę go i pojedziemy sobie na plażę. Nie wyglądało to jednak tak kolorowo. Szybko dowiedzieliśmy się, że żeby ktoś nas wypuścił samodzielnie z samolotu ze spadochronem, na pewno nie wystarczą 2, 3 godzinki szkolenia. Kurs trwa cały dzień, bo materiału do przyswojenia jest naprawdę sporo. Nie będę się tutaj wdawać w szczegóły. Podpowiem tylko, żebyście się zaopatrzyli np. w kanapki, bo będziecie mieli kilka przerw. W Sławka kursie uczestniczyło ok. 20 osób i zostali oni od razu podzieleni na 2 grupy. Każda grupa miała swojego instruktora, który wszystko po kolei tłumaczył i demonstrował. Dodatkowo każdy uczestnik otrzymał książeczkę, gdzie było wszystko dodatkowo opisane, więc jeśli np. nie do końca coś zrozumiecie, lub nie zapamiętacie, zawsze wieczorem możecie sobie jeszcze doczytać.
Dzień II
Dzień upragnionego skoku. Ale nie tak prędko. Dzień rozpoczyna się krótkim szkoleniem uzupełniającym. Następnie każdy uczestnik musi zdać egzamin. Tak, tak, nie ma czegoś takiego - zapłaciłem, więc sobie skacze. Każdy zostaje indywidualnie sprawdzony. Egzamin, bynajmniej nie jest pisemny. Uczestnicy po kolei zostają przypięci, w całym stroju, oraz ze spadochronem, do specjalnej konstrukcji. Instruktor wydaje komendy w stylu: wyskakujesz, a uczestnik musi w tym momencie przybrać prawidłową pozycję. Następnie informuje go np. że spadochron się nie otworzył, uczestnik wiadomo - musi odpowiednio zareagować. Poniżej możecie zobaczyć zdjęcia z egzaminu, oraz króciutki filmik, który udało mi się nakręcić.
Wszystkim uczestnikom ze Sławka kursu udało się zdać egzamin pomyślnie. Był natomiast jeden przypadek osoby, która od razu rano drugiego dnia zrezygnowała ze skoku. Uważam, że to żaden wstyd i że po takim szkoleniu, rzeczywiście dociera do nas jak bardzo jest to niebezpieczne i jakiej ogromnej wymaga koncentracji. Co do tego, co mnie osobiście zaskoczyło najbardziej, to to, że uczestnicy, nie mogli sobie ot tak po prostu skoczyć i wylądować samodzielnie, co wydawało mi się już ogromnym sukcesem. Oni musieli dodatkowo, wylądować w konkretnym miejscu. Mnie paraliżowałby w ogóle strach, że lecę, a co dopiero zastanawianie się jak lecę, czy gdzie lecę... Ja na prawdę wyobrażałam sobie, że każdy ma wylądować gdzie chce, a wyspa jest na tyle mała, że ktoś ich pozbiera. Teraz jak na to patrzę z perspektywy czasu, to wydaje mi się to śmieszne, bo jazda i poszukiwanie zagubionych skoczków jest trochę nierealna dla organizatorów.
Warto jeszcze zaznaczyć, że wasz skok zależy nie tylko od przebiegu egzaminu, ale również od dobrej pogody. Jeśli ta nie dopiszę, będziecie musieli wrócić na wyspę w innym terminie, więc przed rezerwacją koniecznie sprawdźcie prognozę.
Przed wejściem do samolotu odbywa się krótka odprawa, prowadzący omawia warunki pogodowe, tłumaczy, w którą stronę będzie leciał samolot, gdzie będzie wypuszczać skoczków. Oczywiście wszystko jest uzależnione od wiatru. Do samolotu wsiada się wraz z całą grupą, instruktorem, oraz kamerzystą (samo wsiadanie, również zostaje wcześniej przećwiczone). Osoby towarzyszące, mogą objechać lotnisko, żeby znaleźć się jak najbliżej miejsca lądowania. Ja tak właśnie zrobiłam.
Z mojej perspektywy był to ogromny stres, nie potrafiłam się uspokoić, nawet kiedy widziałam, że wszyscy mają otwarte spadochrony i zmierzają w odpowiednim kierunku. Kiedy zobaczyłam, że jeden spadochron wyjątkowo się kręci i leci z większą prędkością niż inne, wiedziałam na kogo muszę kierować obiektyw aparatu. Nie pomyliłam się i udało mi się uchwycić lot i lądowanie mojego męża. W powietrzu minął się nawet z jedną z uczestniczek. Ja oczywiście miałam przed oczami czarny scenariusz, że ich linki zaraz się zaplączą, ale nic takiego się nie stało. Wszystkie tego typu sytuacje były wcześniej omawiane. A Sławek należy do osób, które nie mogą sobie spokojnie lecieć, tylko muszą wymyślać. Uspokoiłam się dopiero, kiedy zobaczyłam go na ziemi, bo w powietrzu do końca nie ma pewności, kto jest kim, każdy ma taki sam spadochron. Z punktu widzenia skoczka, myślę, że stres jest nieporównywalnie większy. Sławek opowiadał mi, że na początku każdy jest uśmiechnięty i pozytywnie naładowany. Do czasu, kiedy samolotu nie opuszcza pierwszy z grupy. Bo to wygląda tak, że on siedzi na progu i nagle znika, skacze i go nie ma, i nikt go nie widzi. I to jest moment, kiedy atmosfera robi się poważna i chyba do większości dociera, że to nie są jaja i że zaraz ich kolej, że to oni za chwilę znikną. Wszyscy przed skokiem, uśmiechają się do obiektywu kamery, ale nie dajcie się zwieźć - nerwy są ogromne. Na pewno wstawię wam na dole filmik z ujęciem tego momentu (wstawię go jutro lub pojutrze, bo muszę go odnaleźć i trochę skrócić).
Skok spadochronowy na pewno był świetnym prezentem i niezapomnianym przeżyciem. Strach nie był na tyle duży, żeby zniechęcić Sławka do tego sportu i już planuje kolejny skok. Otrzymał dyplom, więc przy następnej okazji, może ominąć część szkoleniową i zapisać się na sam skok. Jeśli pogoda dopisze, może nawet uda mu się skoczyć dwukrotnie.
A wy, odważylibyście się na takie wyzwanie? A może znacie inne ciekawe miejsca w Holandii i okolicach, gdzie można także uprawiać ten sport?
Wybierając swój czytnik zaczęłam od wpisania w google frazy: ranking czytników 2014. W żadnym stopniu nie ułatwiło mi to jednak wyboru. Dowiedziałam się, że najbardziej popularne są czytniki Kindle, Onyx, PocketBook, Lark FreeBook, Prestigo i Sony. Wszystkie prezentowane modele na pierwszy rzut oka spełniały moje oczekiwania: miały proste obudowy, były lekkie, obsługiwały wiele formatów e-booków, miały wytrzymałe baterie. Zaczęłam, więc przeglądać specjalistyczne blogi poświęcone różnym gadżetom, lub strony poświęcone typowo tym urządzeniom. Dowiedziałam się dzięki temu jak działa e-papier, co jeszcze bardziej zachęciło mnie do zakupu. Niestety nigdzie nie znalazłam odpowiedzi, który model będzie dla mnie najlepszy. Czy kierować się popularnością czytników Kindle, czy porównywać wszystkie poszczególne funkcję i wybrać czytnik z najlepszym stosunkiem jakości do ceny niezależnie od marki.
Pewnie rozwiązywałabym ten problem dłuższy czas, gdyby na jednej ze stron poświęconych gadżetom, nie rzucił mi się w oczy nagłówek w stylu - Nowość na rynku. Firma PocketBook zaprezentowała swój nowy wodoodporny czytnik! Kliknęłam w link, zobaczyłam zdjęcie granatowego czytnika zanurzonego w akwarium i pomyślałam, że XXI wiek znów mnie zaskoczył. Pomyślałam, że urządzenie, które jest odporne na wodę, będzie również odporne na kurz i piasek. Nie pomyliłam się i w opisie znalazła się również taka informacja.
Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że przystępując do wybierania modelu dla siebie, powinnam sobie zadać podstawowe pytanie - Gdzie najczęściej czytam? A czytam albo przed zaśnięciem, albo na plaży. Jako "dziewczyna surfera" na plaży bywam często, i to w dni wietrzne. Moje książki bardzo często miały piasek między kartkami. Jeśli rzeczywiście miałabym mieć urządzenie na które musiałabym bardzo uważać i nie mogłabym go zabierać ze sobą na plażę to chyba zostałabym przy tradycyjnych książkach. Kiedy już dowiedziałam się o tym modelu, wiedziałam, że albo on, albo żaden. Na całe szczęście cena nie okazała się zaporowa, za swój czytnik zapłaciłam € 119,00. Dla porównania inne czytniki tej marki kosztowały: Basic - € 89,00, Touch 2 - € 119,00, a wersja Mini - € 69,00.
Kupowałam go zaraz po premierze i był on dostępny w zaledwie jednym sklepie w Holandii i to tylko w sprzedaży (włąściwie przedsprzedaży) internetowej. W Polsce można było go znaleźć na allegro i w kilku sklepach, był on również troszkę tańszy. Przekonałam się jednak, że warto tego typu urządzenia kupować stacjonarnie ze względu na łatwy zwrot w przypadku wadliwego urządzenia. Czytnik kupiłam w sklepie BCC. Koszty dostawy były gratis, czytnik był u mnie na drugi dzień i wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie okazało się, że ma wadę fabryczną. Działał prawidłowo tylko przez kilka godzin. Później nie uruchamiał się, gdy nie był podłączony do komputera. Stacjonarny sklep BCC najbliżej Venlo jest całkiem niedaleko, bo w Helmond, dlatego postanowiłam osobiście oddać wadliwe urządzenie. Z wymianą urządzenia nie było problemu, chociaż czytnik nie był jeszcze w sprzedaży, panowie z obsługi od razu przynieśli mi nowy model z magazynu. Dlatego choć nie jestem stałym klientem, śmiało mogę polecić ten sklep.
Co do cen czytnika Aqua PocketBook na dzień dzisiejszy to nie uległy one właściwie zmianie. Nadal najniższą ceną jest € 119,00. Możecie go jednak znaleźć w większej ilości sklepów, czy zobaczyć go na żywo przed zakupem. Listę sklepów z najniższymi cenami tego modelu znajdziecie tutaj.
Zapomniałam jeszcze dodać, że zanim zamówiłam czytnik, przeszłam się do Satruna, którego mam pod nosem (teraz to już MediaMarkt). Wzięłam do ręki model o takiej samej rozdzielczości ekranu, o podobnej wadze, żeby zobaczyć, czy taka wielkość będzie dla mnie odpowiednia,czy czytnik będzie mi się dobrze trzymać, czy ekran nie okaże się za mały. Myślę, że jest to równie istotna rzecz przed dokonaniem wyboru.
Oczywiście modelu Aqua nie poleciłabym każdemu. Dlaczego? Po prostu nie każdy potrzebuje tego typu urządzenia. Myślę, że jest ono przeznaczone dla osób czytających na plaży, nad basenem, w wannie, czy osób niezdarnych, które lubią dmuchać na zimne :) Może wielu z was bardziej przyda się np. podświetlany ekran, bo często czytacie w słabym świetle.
Jakiego byście jednak modelu nie wybrali takie urządzenie ma swoje niewątpliwe plusy.
Zalety korzystania z czytnika Aqua PocketBook po trzech miesiącach intensywnego użytkowania:
+ekran czytnika
To nie ekran LCD, tak jak w komputerach, tabletach, czy smartfonach. Dlatego jakość czytania jest nieporównywalnie lepsza: nasze oczy nie są zmęczone i możemy czytać nawet w najbardziej słoneczny dzień - ekran nie traci na czytelności.
+ wygoda
Przez ostatnie 3 miesiące przeczytałam więcej książek, niż przez cały wcześniejszy rok. Myślę, że nie jest to spowodowane tylko tym, że szybciej mogę kupować nowe książki, tylko tym że czyta mi się po prostu wygodniej. Czytnik jest mały, poręczny, leciutki. Mogę położyć się z nim w łóżku w dowolnej pozycji. Zmieszczę go do każdej swojej torebki, dzięki czemu mogę czytać nawet w poczekalni u lekarza.
+wytrzymała bateria.
Czytnik przetrwał 10 dni wakacji bez ładowania, przy używaniu po kilka godzin dziennie. Mój telefon ledwo wytrzymuje jeden dzień.
+ dostęp do książek
Możecie kupować książki w jakim języku chcecie, kiedy chcecie, szybko i tanio. Dodatkowo możecie znaleźć wiele darmowych pozycji.
Wadą mojego modelu jest natomiast to, że nie ma dołączonej ładowarki, tylko sam kabel usb. Ładowarkę można natomiast kupić oddzielnie i na pewno zastanowię się nad tym wybierając się na dłuższe wakacje, na które nie będę zabierała komputera. Natomiast wadami, które najczęściej przewijają się w komentarzach na różnych stronach, jest brak szeleszczących kartek oraz zapachu farby drukarskiej, ale są to wady, które zupełnie do mnie nie przemawiają.
Jeśli macie już swój czytnik i ten post był dla was zupełnie nieprzydatny, to chociaż na koniec polecę stronę na której zaopatruje się w e-booki. Jest to sklep woblink. Wybieram zazwyczaj go, nie tylko dlatego, że bombarduje moją skrzynkę mailową gorącymi reklamami, ale również, kiedy wpisuje tytuł pożądanej książki w porównywarkach e-booków upolujebooka.pl, lub ebooki.swiatczytnikow.pl najtańszy okazuje się właśnie ten sklep. Tym bardziej, że na początku dostałam dodatkowe 5 kodów zniżkowych, każdy po 10,00 zł. Korzystne ceny ma również empik.
Jestem ciekawa jakie jest wasze doświadczenie z tego typu urządzeniami, czy myślicie, że mogą całkowicie wyprzeć papierową literaturę?
Gdyby nie dobre książki, które przeczytałem, miałbym dużo węższą wizję świata.
Mario Vargas Llosa
Czytać książki uwielbiam, choć na pewno nie należę do propagatorów czytelnictwa. Dlatego wpis mój nie powstał z myślą o zachęcaniu kogokolwiek do czytania, ale z myślą, o podzieleniu się moim, na nie, sposobem. To co napiszę, może nie okazać się dla wielu osób specjalnie odkrywcze, bo może wielu z was korzysta z tej metody od kilku lat. Ja natomiast testuje ją dopiero od 3 miesięcy, dlatego chciałabym się podzielić swoimi wrażeniami.
Problem z kupowaniem polskich książek mieszkając w Holandii rozwiązywałam w bardzo różny sposób. Podczas wizyt w ojczyźnie zawsze obowiązkowo udawałam się do empiku, lub innej księgarni, w celu zdobycia kilku tytułów. Jeśli nie miałam akurat niczego konkretnego na myśli, zakupy nie były uciążliwe. Problem pojawiał się, kiedy miałam powybierane wcześniej tytuły, a akurat nie było ich na stanie księgarni. Ponieważ moje pobyty w Polsce nigdy nie trwają długo, nie miałam czasu czekać na sprowadzenie książki. Nie chcąc, żeby ktoś z rodziny musiał specjalnie dla mnie odbierać moje zamówienia w empiku, zaczęłam korzystać ze sklepów internetowych. Zamawiałam wybrane tytuły odpowiednio wcześniej, tak żeby czekały na mnie w rodzinnym domu, lub żeby ktoś, kto będzie się do nas wybierał, mógł je zabrać ze sobą. Często też kupowałam za pośrednictwem allegro. Wtedy najczęściej każda pozycja pochodziła od innego sprzedawcy, co wiązało się z tym, że ktoś musiał odebrać dla mnie kilka przesyłek. Dodam, że czasem kupuje przez internet w Polsce również kosmetyki, a mój mąż np. części do samochodu, więc jak uzbieraliśmy więcej rzeczy, prosiliśmy o zapakowanie paczki i zamawialiśmy kuriera. Jednak wiązało się to niestety z dużym zaangażowaniem osób trzecich, co przynajmniej dla mnie, jest trochę krępujące i niezbyt wygodne.
Szukałam więc księgarni, która będzie miała opcję wysyłki za granicę, a przy tym będzie miała duży asortyment i rozsądne ceny (również wysyłki). Jedyną, którą przetestowałam jest księgarnia merlin. Mają ceny często niższe niż te, które możemy spotkać w empiku, a koszty przesyłki również są rozsądne. Za jednorazowe zamówienie kuriera do Holandii zapłacimy 20 zł plus 6 zł za każdą książkę, czyli za wysyłkę jednej książki zapłacimy 26 zł, za dwóch 32 zł itd. Na książki nie trzeba długo czekać, są w Holandii po kilku dniach.
Chociaż wydawało się, że znalazłam dobrą metodę na kupowanie książek, pojawił się nowy problem. Co z tymi wszystkim książkami robić. Wiadomo, że kiedy kupuje albumy, czy podręczniki, chce je zachować w swojej kolekcji, bo na pewno będę do nich wracać. Ale do większości kupionych przeze mnie książek już nigdy nie zajrzę i nie chcę żeby zalegały u mnie na półkach. Mieszkając w Polsce najczęściej wymieniałam się książkami ze znajomymi, lub sprzedawałam je na allegro. Kiedy nie miałam jeszcze własnych dochodów, był to nie tylko sposób na pozbycie się bałaganu na półkach, ale również na zdobycie nowych tytułów niewielkim kosztem. Ale co z przeczytanymi książkami w Holandii, kiedy, tak jak ja nie ma się zbyt wielu znajomych. Wozić z powrotem do Polski, próbować sprzedać, lub rozdać za pośrednictwem internetu tutaj? Ja nie miałam na to pomysłu, może wy macie jakiś sprawdzony sposób?
Wszystkie moje problemy związane z czytelnictwem rozwiązałam dzięki jednemu zakupowi - zakupowi czytnika e-booków. Z tego typu urządzeniami spotykałam się już wcześniej, widywałam w Polsce ludzi korzystających z nich np. w komunikacji miejskiej. Nigdy nie przyglądałam się jednak tym urządzeniom z bliska (i nie mam tutaj na myśli odległości patrzenia).
Do zakupu skłoniły mnie okoliczności. Około 10 dni przed wyjazdem na wakacje, zorientowałam się, że nie zamówiłam jeszcze żadnej książki, a urlop jest okresem w którym czytam najwięcej. Minusem było także to, że od dłuższego czasu nie śledziłam nowości wydawniczych i w ogóle nie miałam pomysłu, jakich autorów chciałabym zabrać ze sobą. Zaczęłam zastanawiać się, czy uda mi się przed wakacjami wybrać ciekawe książki, zamówić je, oraz przede wszystkim - czy dojdą na czas. W obawie przed niepotrzebnym stresem, postanowiłam zainwestować w czytnik e-booków i okazało się to świetną decyzją. Na wakacje zabrałam ze sobą około 15 książek, kupowałam je, czy pobierałam, do ostatniego dnia przed wyjazdem, w żaden sposób nie obciążyły one mojego bagażu, oraz żadna z nich mi się nie zniszczyła. Nie udało mi się oczywiście przeczytać wszystkich podczas dwutygodniowego pobytu, ale kiedy np. w jednej z książek na pierwszych stronach mała dziewczynka, została rozszarpana przez bombę, wiedziałam już, że na pewno nie jest to lektura na wakacje i włączałam następną.
Oczywiście zakup takiego urządzenia, wiąże się z dodatkowym wydatkiem. Jednak, jeśli lubicie czytać, taki zakup szybko wam się zwróci. Książki elektroniczne są znacznie tańsze od tych papierowych, nie płacicie też kosztów przesyłki, no i oczywiście nie musicie czekać na dostawę. Jeśli natomiast czytacie w języku angielskim, czy holenderskim na pewno docenicie słownik, który znajduje się w prawie każdym z tych urządzeń.
Jeśli chcecie wiedzieć jaki model czytnika wybrałam, gdzie go kupiłam, oraz jakie są plusy i minusy tych urządzeń, koniecznie odwiedźcie jeszcze mój blog. W kolejnym poście postaram się przygotować dla was jak najwięcej konkretnych informacji na temat czytników. A tym, którzy są już szczęśliwymi posiadaczami takiego urządzenia, podpowiem, gdzie można kupić e-booki w korzystnych cenach.
A czy wy macie jakieś doświadczenie z tymi urządzeniami? Jeśli tak, to jakie modele polecacie? A może macie jakieś sprawdzone strony internetowe, gdzie można kupić tanie e-booki?
Irlandzka sieć sklepów Primark powoli opanowuje całą Holandię. Dzisiaj przyszła kolej na Venlo. Od godziny 11:00 również Limburczycy mogą cieszyć się niskimi cenami. Nowy sklep możecie znaleźć na ulicy Oude Markt 36, obok teatru de Maaspoort i sklepu Saturn. Sklep ma 2 piętra, 5500 m kwadratowych, co czyni go największym Primarkiem w Holandii (drugi z kolei - Primark Almere - 1500 m). Znajdziemy w nim odzież damską, męską, dziecięcą, bieliznę, buty, akcesoria, kosmetyki, oraz rzeczy do domu. Chociaż nie jestem wielką pasjonatką mody i męczę się, kiedy w sklepie jest zbyt dużo ludzi, wybrałam się dzisiaj na otwarcie. Nigdy nie uczestniczyłam w tego typu wydarzeniu i chciałam zobaczyć jak to wygląda. Choć kolejka przed wejściem wydawała się spora, po otwarciu drzwi, wszyscy szybko i sprawnie weszli do środka. Bez przepychania, bez zamieszania. W progu hostessy rozdawały klientom torby na zakupy, a potem każdy szedł już w swoją stronę, zwiedzać nowy sklep. Nie było żadnych specjalnych promocji, nie były też rozdawane żadne gadżety, czy gratisy. Jedynym, czym ten dzień różnił się od pozostałych, było to, że przed sklepem grała muzyka, występował młodzieżowy zespół taneczny, oraz parę osób chodziło w przebraniach zwierząt (które można zakupić w Primarku). Obsługi w sklepie, było niezwykle dużo (spotkałam również polskich pracowników), a otwartych było aż 15 kas, co bardzo usprawniło wszystkim zakupy.
Choć wcześniej zamierzałam jechać do tego sklepu do Eindhoven, lub do Niemiec, jakoś nigdy nie był to wystarczający powód, żeby się tam wybrać. Dlatego tym bardziej cieszę się,że jest on również w Venlo. O tym sklepie krążą legendy, dlatego udając się tam, dużo sobie naobiecywałam. Ceny są rzeczywiście bardzo niskie i na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Oczywiście, że za cenę € 3 koszulkę, czy € 10 za spodnie (i to w regularnej cenie), nie możemy wymagać świetnej jakości, ale myślę, że można tam znaleźć rzeczy godne uwagi:
ubrania dla dzieci - duży wybór, a większość rzeczy jest na prawdę śliczna. Mi udało się upolować zestaw na prezent - szalik, czapka, oraz rękawiczki, wszystko z uroczą sową - za € 14,50.
bielizna, piżamy, skarpetki, rajtuzy - bardzo tanie, w większości wykonane z bawełny, albo z materiałów takich jak w innych sieciówkach. Wiadomo, że osobom z większymi biustami, lepiej zainwestować w biustonosz lepszej jakości, ale np. nastolatki na pewno znajdą coś dla siebie. Ja kupiłam sobie 7 par skarpetek za € 3, zwróciłam również uwagę na duży wybór kolorowych rajtuz.
proste jednokolorowe bluzki, z długim czy krótkim rękawem, damskie, męskie i dziecięce. Cena tych t-schirtów mieści się w przedziale € 2,50 - € 5. Chociaż miałam ochotę na więcej, bo tego typu bluzki zawsze się przydają, póki co kupiłam jedną i zobaczę co się z nią stanie po praniu. Zdecydowałam się na długi rękaw w kolorze czerwonym za € 4.
torebki - ceny ich były bardzo niskie, wzory modne, ale jakość, jednak w moich oczach, pozostawiała wiele do życzenia. Nie poświęciłam torebkom zbyt wiele czasu, ale rzuciła mi się w oczy jedna torebka w stylu retro, przed zakupem której, nie mogłam się powstrzymać. Srebrna, cała wyszywana koralikami, na łańcuszku, w stylu retro (jeśli chcecie mogę zrobić zdjęcie i wrzucić). Zapłaciłam za nią tylko € 12. Moim zdaniem wygląda jak skarb znaleziony w secondhandzie. Jest to torebka zdecydowanie wyjściowa, więc za wiele jej używać nie będę, dlatego myślę, że tak szybko się nie zniszczy.
Co do innych rzeczy to ciężko mi na razie wyrazić swoją opinie, nie spędziłam w sklepie zbyt dużo czasu, a przede wszystkim żadnej kupionej rzeczy jeszcze nie nosiłam. Widziałam jeszcze, że mają duży wybór ręczników, butów (w oczy rzuca się ogromny wybór trampów), można tam znaleźć również jeansy w różnych kolorach i niskich cenach. Co do pozostałych damskich ubrań to myślę, że trzeba trochę poszukać, żeby znaleźć coś wartego uwagi. Widać, że projektanci Primarka mocno inspirują się wielkimi markami, ale z wykonaniem jest u nich zdecydowanie gorzej. Ale za tą cenę, nie ma co oczekiwać nie wiadomo czego. Dla mnie stosunek jakości do ceny na pierwszy rzut oka wypadł pozytywnie i myślę, że od czasu do czasu będę tam czasem mogła znaleźć jakieś perełki. Nie zastąpi on jednak sklepów, które lubię. Myślę też, że będzie on także dodatkową atrakcją dla moich gości z Polski :)
Wrzucę jeszcze mapkę sklepu, żebyście mogli zobaczyć, gdzie w waszej okolicy jest najbliższy Primark, jeśli jesteście zainteresowani. Oczywiście wszystkie adresy możecie znaleźć na stronie internetowej sklepu.
A czy wy macie jakieś sprawdzone rzeczy z Primarka, które śmiało można polecić? Czy często robicie w nim zakupy i czy tam również zdarzają się wyprzedaże? Jeszcze na koniec, chciałam was zapytać też, co myślicie o sieciówkach z tak niskimi cenami. Czy nie macie czasem wyrzutów sumienia, że te niskie ceny są jednak osiągane kosztem wyzysku pracowników w biednych krajach, często również dzieci? Ja, widząc metki made in china, india, romania... zawsze mam mieszane uczucia, bo wielokrotnie oglądałam filmy dokumentalne o tego typu fabrykach. Oczywiście, że pojedynczy konsument, nie ma wielkiego wpływu na tego typu proceder, jednak ciężko przechodzić obok tego obojętnie. Jednak nie jest to jedyny sklep, który wykorzystuje tanią siłę roboczą. Tak samo postępują marki o wiele droższe. W niewielu przypadkach, mogę mieć pewność, że pracownik, który uszył dla mnie jeansy, został należycie wynagrodzony. W tego typu fabrykach produkowana jest też np. elektronika, więc pewnie gdyby rzeczywiście chciało się zwracać wielką uwagę na to, co gdzie zostało wyprodukowane, niewiele moglibyśmy kupić, a już na pewno, nie w przystępnej cenie.
Paryż to nie tylko stolica Francji, ale również mody, sztuki, kultury... miasto miłości. Ale nie o tym będzie traktował dzisiejszy wpis. W Internecie można znaleźć całą masę ciekawych poradników i pomysłów na zwiedzanie miasta. Mi, w planowaniu mojej wycieczki, najbardziej pomógł przewodnik, który znalazłam na jednym z blogów - możecie go znaleźć tutaj.
Moja wycieczka do Paryża, była na tyle nietypowa, że zdecydowałam się na wycieczkę jednodniową. Wpłynął na to nie tylko brak większej ilości wolnych dni, ale również to, że chciałam zwiedzić Paryż bardzo ogólnie. Przejść się po mieście, przejechać metrem, poczuć klimat i troszkę się zorientować. Na pewno jest to miasto do którego chciałabym wracać, dlatego pomyślałam, że mój pierwszy raz powinien być na zasadzie krótkiego zwiadu terenu. Teraz już na przykład wiem, na ile dni powinnam planować kolejną wycieczkę, oraz że na pewno powinnam ją połączyć z jakimś wydarzeniem kulturalnym, np. koncertem, czy wystawą.
Ale czy opłaca się jechać z Holandii do Paryża na jeden dzień? Myślę, że tak. Jednak jeśli jesteś osobą, która wolałaby pojechać na 2, 3 lub 4 dni, to nie martw się, ten wpis również jest kierowany do Ciebie, bo biuro, przez które kupowałam swoje bilety, posiada w ofercie również opcje wycieczek kilkudniowych. Wiem, że istnieje też jakaś polska firma organizująca tego typu wycieczki, ale nie miałam z nią doświadczenia. Zresztą wycieczka z polskim przewodnikiem jest zupełnie nie dla mnie.
Jak za nieduże pieniądze pojechałam do Paryża? Ponieważ jestem internetowym szperaczem, zanim zdecydowałam się na podróż autokarem, sprawdziłam, czy nie ma wygodniejszych, czy tańszych sposobów dostania się do Paryża. A można wybrać się:
samolotem:
Wydawało mi się, że do na połączenia lotnicze do dużych miast europejskich ciągle są jakieś promocję, więc i z Paryżem nie powinno być problemu. Niestety szybko okazało się, że mój tani, sprawdzony ryanair, do Paryża nie lata. Jak nie da się tanimi liniami lotniczymi, to korzystam z wygodnej porównywarki, która pokazuje mi wszystkie dostępne loty. Bardzo fajne jest w niej również to, że nie trzeba określać konkretnego lotniska, z którego chcemy lecieć, wystarczy, że zaznaczymy - Nederland. Ja załączyłam link do wersji holenderskiej, ale możecie zmienić sobie język na polski.
Ja wybrałam się do Paryża w sierpniu, ale sprawdzając ceny na dzień dzisiejszy, połączenie z Amsterdamu do Paryża, bezpośredni lot w tą i z powrotem, dla dwóch osób to koszt € 506,09, natomiast jeśli wybierzemy taką samą opcję, tylko z jedną przesiadką zapłacimy € 399,18. (Podałam ceny, które wyświetlają się na stronie, skyscanner, mogą one nieznacznie różnić się od ceny ostatecznej, ponieważ czasem dochodzą dodatkowe koszty związane z metodą płatności czy ubezpieczeniem). Ta cena była dla mnie zdecydowanie zbyt wysoka, dodatkowo musiałabym jeszcze doliczyć koszty podróży do Amsterdamu...
pociągiem:
Ja mieszkam w Venlo, więc żadnego bezpośredniego połączenia z Paryżem nie posiadam, ale pomyślałam, że dojechanie do Amsterdamu nie będzie wielkim problemem, a tam rzeczywiście parę razy pociągi do Paryża widywałam. Były to składy firmy Thalys. Bilet na taki pociąg to koszt € 121, za osobę, 2 klasą, w jedną stronę (oczywiście w opcji bez żadnych zniżek), czyli w obie strony, dla 2 osób to koszt € 484. Na szczęście bardzo często zdarzają się duże promocje biletów. Można je znaleźć bezpośrednio na stronie Thalys, oraz na stronie NS International. Na dzień dzisiejszy korzystając z takich promocji, można się wybrać w październiku, za cenę € 66 od osoby, czyli za € 264, dla dwóch osób w obie strony, czy w listopadzie za kwotę € 50 za pojedynczy bilet, czyli w sumie tylko € 200. Znacznie taniej niż samolotem, a czas podróży to niewiele ponad 3 godziny. Oprócz Amsterdamu możemy jechać również z Rotterdamu, czy Utrechtu.
autem:
Jest to opcja, którą od razu odrzuciłam, bo nie wyobrażam sobie po całodniowym, intensywnym zwiedzaniu Paryża, wsiadać do auta jako kierowca. Ale jeśli wybieracie się na dłużej, albo np. w cztery osoby, może jest to opcja, którą warto też wziąć pod uwagę. Oprócz standardowego sprawdzenia trasy na stronie Google Maps, polecam również stronę ViaMichelin. Na niej możecie, nie tylko zaznaczyć opcję unikania punktów poboru opłat, ale również obliczyć szacowany koszt całej podróży. Dla mnie (Venlo) najkrótsza trasa, bez opłat za autostrady to 467 km, a szacowany czas przejazdu to niewiele ponad 6,5 godziny. Przy wyborze tej opcji należy także pamiętać, że jazda po Paryżu nie należy do łatwych i przyjemnych, jak również, że trudno tam znaleźć miejsce parkingowe. Dlatego moim zdaniem jest to wygodna opcja tylko dla osób, które wybierają się do Paryża na kilka dni i wybrały hotel z parkingiem.
autokarem:
Firm, które oferują wycieczki autokarowe pewnie jest cała masa. Jak pisałam wcześniej, słyszałam nawet, że istnieją polskie biura podróży z Paryżem w swojej ofercie. Jednak ja opiszę firmę, którą sama sprawdziłam.
Nie myślałam, że uda mi się pojechać do Paryża jeszcze w te wakacje, ale zachęciła mnie do tego oferta, którą znalazłam w serwisie Groupon w zakładce Hotels&Reizen. Niestety na chwilę obecną nie ma już żadnych dostępnych voucherów na tej stronie. Ja, za bilet w tą i z powrotem, zapłaciłam € 39 za osobę, czyli zaledwie € 78 za 2 osoby, w obie strony. Obecnie ta cena jest niewiele wyższa, bo za taką wycieczkę zapłacicie € 42,50 za osobę, czyli w sumie € 85, zakładając, że wybieramy się we dwoje.
Cena € 85 jest to cena wycieczki jednodniowej, czyli takiej na którą ja się zdecydowałam. Do wyboru jest kilka dni w tygodniu, ja akurat wybrałam poniedziałek. Wyglądało to tak, że wyjazd odbywał się w nocy z niedzieli na poniedziałek ok. godziny 3:00, w Paryżu byliśmy o 10:00 rano. Następnie kierowca przewiózł nas po mieście, pokazując najważniejsze miejsca i krótko o nich opowiadając. Od godziny 10:30 mieliśmy natomiast czas wolny i każdy poszedł w swoją stronę, za wyjątkiem osób, które wykupiły dodatkowo rejs po Sekwanie za € 12,00 od osoby (podobno była to cena bardzo okazyjna). Ponieważ nas takie rejsowanie niespecjalnie interesowało, wyruszyliśmy na intensywny spacer po mieście, udało nam się zobaczyć większość "must see" Paryża, nie obyło się również bez przejażdżki metrem w kierunku dzielnicy artystów. Ja ogólnie bardzo lubię podczas podróży poruszać się komunikacją miejską. Nie tylko jest to tanie, ale również daje dobry obraz miasta i jego mieszkańców. Późnym popołudniem poszliśmy sobie jeszcze spokojnie na kolację, oraz zobaczyć wieżę Eiffla nocą i dopiero ok 22:00 wsiadaliśmy do naszego autokaru. Także czasu było wystarczająco, żeby zobaczyć to na czym nam zależało. Na miejscu w Holandii byliśmy ok. godziny 4:00 rano. Ponieważ jesteśmy osobami, które zawsze i chętnie śpią w autokarach, czy samolotach, podróż nie była dla nas uciążliwa.
wycieczkę 2-dniową za cenę €193 za 2 osoby, ze śniadaniem. Nie wiem co prawda jakiej klasy jest ten hotel, jednak jeśli chodzi o jedną noc, to chyba nie jest to specjalnie ważne.
wycieczkę 3-dniową lub 4-dniową, za cenę od € 129 i € 179 za osobę, czyli odpowiednio € 258 i € 358 jeśli wybieracie się we dwoje. W podane ceny również jest wliczony nocleg ze śniadaniem.
wycieczkę 3-dniową plus Disneyland za cenę od € 189 od osoby, Oprócz noclegu ze śniadaniami, w cenie wycieczki otrzymujecie również jednodniowy bilet do Disneylandu. Nie podaję ceny, za 2 osoby, bo zakładam, że wybierzecie się z dziećmi :)
Co do miejsca wyjazdu autokarów tej firmy, to jest to jedyna rzecz, która mnie rozczarowała podczas tej wycieczki. Przewoźnik podaje, że możemy wybierać z całej listy przystanków:
Plaats
Locatie
Tijd
Almere
Busstation het Oor
01:30
Amersfoort
Achter Argonautgebouw bij tourbushalte NS station
02:00
Amsterdam
Europaboulevard P18 t.o. Shell
01:30
Antwerpen (BE)
Kolonel silvertopstraat Station
06:00
Apeldoorn
NS station de Maten (Laan van Erica 50)
01:25
Arnhem
Rijnhallen Parkeerplaats
02:10
Assen
NS Station (LET OP: u vertrek in de nacht ervoor!)
23:45
Breda
Internationale bushalte (Hoge Mosten) Prinsenbeek
04:25
Brussel (BE)
Ingang Koning Boudewijnstadion
04:15
Delft
Nijverheidsplein parking achter station Delft
03:15
Den Bosch
NS Station Oost thv Bark Hotel
03:35
Den Haag
Centraal Station busplatform
02:55
Dordrecht
Weeskinderendijk, hoek Dokweg, Tankstation
03:50
Eindhoven
Parkeerplaats Zwembad de Tongelreep
01:15
Gent (BE)
Carpool Brusselsesteenweg bij afrit E17 Gentbrugge
06:40
Gorinchem
NS Station
02:40
Gouda
NS Station Stationsplein
02:40
Heerlen
Achterzijde NS Station
03:15
Hoogeveen
NS Station Stationsplein
00:10
Kortrijk (BE)
Doorniksesteenweg 59 voorkant adviesbureau
07:10
Leiden
Transferium A44
02:00
Lelystad
Centraal Station bij GWK
01:00
Lummen (BE)
Carpoolparking E314 - Afrit 26
03:25
Maastricht
De Geusselt
03:45
Nederweert
AC Restaurant
01:45
Nijmegen
Bij plein 'de Wedren'
02:45
Rotterdam
Metrostation Capelse Brug
03:30
Stein
Motel v/d Valk thv carpoolplaats
02:50
Tiel
NS Station Spoorstraat
03:00
Tilburg
Bushalte Stappegoorweg
03:30
Utrecht
P+R Muziektheater (de rode doos)
02:10
Venlo
NS Station
02:05
Zwolle
NS Zuidzijde Hanzelaan
00:40
Ja oczywiście byłam zachwycona, że na liście znalazło się również Venlo i że nie będę musiała nigdzie specjalnie dojeżdżać. Niestety kilka dni przed naszym wyjazdem otrzymaliśmy maila, że na wyjazd z Venlo zgłosiło się za mało chętnych, dlatego musimy wsiadać do autokaru w Eindhoven. Dlatego jeśli jesteście z mniejszej miejscowości musicie brać pod uwagę, że tak może się zdarzyć również w waszym przypadku. Jedynym plusem było to, że autokar zatrzymuje się w Eindhoven na dużym parkingu, gdzie bezpłatnie można zostawić auto na cały dzień.
Jeśli jesteście zainteresowani taką wycieczką to mogę wam jeszcze podpowiedzieć, że w chwili obecnej firma Slangen Reizen ma kilka promocyjnych ofert na portalu VakantieVeilingen. W linku znajdziecie nie tylko oferty wyjazdów do Paryża, ale wszystkie oferty tej firmy. Są tam oferty, w których możecie licytować ceny z innymi uczestnikami, oraz oferty w stylu "kup teraz". Nie będę specjalnie polecała żadnej z nich, ponieważ nie wiem, kiedy czytasz ten post, i nie wiem jakie oferty są jeszcze dostępne. Ale polecam tam zajrzeć. Co do samej strony z ofertami to kilka razy z niej już korzystałam i jest ona całkiem bezpieczna, a koszty administracyjne to jedynie € 5,00 od każdego zakupu.
A wy? Byliście już w Paryżu? W jaki sposób zorganizowaliście swoją wycieczkę? Tak jak pisałam, jest to miasto, do którego chciałabym wrócić, dlatego będę wdzięczna za wszystkie rady.
Na koniec warto jeszcze zaznaczyć, że wpis nie jest sponsorowany, żadna z wymienionych firm nie zapłaciła mi za reklamę. Są to tylko moje wrażenia i opinie.