Miejsce
Oferta skoku ze spadochronem, którą znaleźliśmy (całkiem przypadkowo) w internecie, dotyczyła centrum skoków spadochronowych, które znajduje się na jednej z holenderskich wysp na północy kraju - wyspie Texel. Centrum nazywa się dokładnie Paracentrum Texel, a klikając w nazwę, możecie obejrzeć ich stronę internetową.
Jedyną z holenderskich wysp, którą wcześniej odwiedziliśmy była wyspa Ameland i byliśmy nią bardzo oczarowani. Dlatego możliwość zobaczenia kolejnej wyspy i połączenie tego ze skokiem spadochronowym, wydała nam się niezwykle atrakcyjna. O skoku z widokiem na morze nie wspominając.
Cena
Początkujący skoczkowie mają do wyboru 2 opcje, mogą skakać w tandemie, albo samodzielnie. Tandem polega na tym, że jesteście przypięci do profesjonalnego skoczka. To on wyskakuje z samolotu, otwiera spadochron, oraz steruje lotem. Waszym zadaniem jest tylko cieszenie się widokiem. Plusem takiego skoku jest oczywiście bardzo krótkie szkolenie, oraz skok z większej wysokości niż w przypadku samodzielnego skoku.
Skok w tandemie można kupić bezpośrednio w sklepie internetowym Paracentrum i kosztuje on € 199,00. Jeśli zależy wam dodatkowo na fotorelacji i filmie DVD z waszego wyczynu, musicie doliczyć dodatkowe € 95,00.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym za tego typu atrakcję zapłaciła regularną cenę, dlatego wam również polecam polowanie na okazję. Ja swój kupon kupiłam na popularnym Marktplaatsu. Strona ta, oprócz popularnych aukcji, ma również zakładkę Marktplaats Aanbieding. Można na niej znaleźć różne ciekawe oferty, od patelni, przez noclegi po skoki spadochronowe właśnie. Nie gwarantuje wam, że oferta jeszcze się pojawi, ale jeśli jesteście zainteresowani, to na pewno warto tam zaglądać. Możecie także wpisać swój adres na stronie, żeby otrzymywać informację o najnowszych akcjach na skrzynkę mailową. A różnica w cenie jest znaczna, ponieważ zamiast € 499,00 zapłaciliśmy tylko € 199,00.
Podczas samego kursu, zauważyłam, że każdy z uczestników miał w ręce swój wydrukowany kupon, który udało mu się zdobyć w niższej cenie. Nie wszyscy jednak mieli na nich logo Marktplaats. Niektórzy zakupili swoje bony na portalu Groupon.nl. Jak najbardziej polecam wam tą stronę, tylko podczas szukania radzę wpisywać od razu: parachute springen i zaznaczać kategorię: er op uit, bo inaczej możecie przeglądać ją niemal w nieskończoność. Na chwilę obecną nie ma niestety oferty z Paracentrum Texel, ale spotkałam się już z nią tam kilkukrotnie, więc na pewno warto polować. Teraz pisząc dla was ten post, trafiłam np. na voucher na lot helikopterem, więc jak nawet nie traficie na skok spadochronowy, to może zainspiruje was to do innych przygód.
Kolejnym portalem, na którym można znaleźć skok w atrakcyjnej cenie, jest portal VakantieVeilingen.nl. Nie kupicie tam jednak skoku w regularnej, promocyjnej cenie, tylko będziecie musieli wziąć udział w licytacji z innymi uczestnikami. W tym momencie na stronie jest oferta First Jump Course, podlinkuje wam ją tutaj. Najwyższa cena to € 105, ale do końca aukcji pozostało jeszcze 8 godzin, więc na pewno jeszcze wzrośnie. Jeżeli chcecie zobaczyć aktualne oferty (ponieważ ta z linku, nie będzie już prawdopodobnie działać) polecam wpisać w wyszukiwarkę na stronie: parachute lub Texel.
Czasem zdarza się również tak, że ktoś kupił taki kupon rabatowy, a nie chcę, lub nie może go wykorzystać. Wtedy odsprzedaje go w dobrej cenie za pośrednictwem portalu Marktplaats.
Jeśli znacie jeszcze jakieś serwisy, które proponują m.in. skoki spadochronowe w okazyjnych cenach to koniecznie napiszcie o tym w komentarzu.
Koszty dodatkowe
Oczywiście musicie liczyć się także z kosztami dojazdu na samą wyspę. Można to zrobić transportem publicznym. W miejscowości den Helder, z której odpływa prom na wyspę, jest stacja kolejowa. Należy jednak doliczyć także koszty biletów autobusowych ze stacji do miejsca, z którego odpływa prom, oraz koszty biletu autobusowego na samej wyspie, oraz oczywiście koszty przeprawy promem. My zdecydowanie wybraliśmy opcję - transport własny, czyli pojechaliśmy autem. Wtedy doliczacie tylko koszty paliwa i biletu na prom. Sprawdzenie ceny oraz zakup biletu umożliwia strona Teso.nl. Znajdziecie tam również aktualny rozkład, a wszystko po holendersku, niemiecku lub angielsku, więc bez obaw.
Jeśli zdecydujecie się na samodzielny skok, musicie zostać na wyspie 2 dni, więc dochodzą koszty noclegu. Ja znalazłam hotel, tam gdzie zazwyczaj, czyli na stronie booking.com. Wybrałam De Plikan Texel, bo był w atrakcyjnej cenie i akceptował zwierzęta (wybraliśmy się razem z kotem). Śniadanie było już w ofercie, natomiast na kolację przeszliśmy się spacerkiem do centrum miasteczka De Koog.
Część najważniejsza - sam skok
Dzień I
Nasz plan wyglądał następująco - pojedziemy wspólnie do Paracentrum, zostawię tam mojego męża na kursie, sama wezmę auto i przejadę się po wyspie. Za 2, góra 3 godzinki, odbiorę go i pojedziemy sobie na plażę. Nie wyglądało to jednak tak kolorowo. Szybko dowiedzieliśmy się, że żeby ktoś nas wypuścił samodzielnie z samolotu ze spadochronem, na pewno nie wystarczą 2, 3 godzinki szkolenia. Kurs trwa cały dzień, bo materiału do przyswojenia jest naprawdę sporo. Nie będę się tutaj wdawać w szczegóły. Podpowiem tylko, żebyście się zaopatrzyli np. w kanapki, bo będziecie mieli kilka przerw. W Sławka kursie uczestniczyło ok. 20 osób i zostali oni od razu podzieleni na 2 grupy. Każda grupa miała swojego instruktora, który wszystko po kolei tłumaczył i demonstrował. Dodatkowo każdy uczestnik otrzymał książeczkę, gdzie było wszystko dodatkowo opisane, więc jeśli np. nie do końca coś zrozumiecie, lub nie zapamiętacie, zawsze wieczorem możecie sobie jeszcze doczytać.
Dzień II
Dzień upragnionego skoku. Ale nie tak prędko. Dzień rozpoczyna się krótkim szkoleniem uzupełniającym. Następnie każdy uczestnik musi zdać egzamin. Tak, tak, nie ma czegoś takiego - zapłaciłem, więc sobie skacze. Każdy zostaje indywidualnie sprawdzony. Egzamin, bynajmniej nie jest pisemny. Uczestnicy po kolei zostają przypięci, w całym stroju, oraz ze spadochronem, do specjalnej konstrukcji. Instruktor wydaje komendy w stylu: wyskakujesz, a uczestnik musi w tym momencie przybrać prawidłową pozycję. Następnie informuje go np. że spadochron się nie otworzył, uczestnik wiadomo - musi odpowiednio zareagować. Poniżej możecie zobaczyć zdjęcia z egzaminu, oraz króciutki filmik, który udało mi się nakręcić.
Wszystkim uczestnikom ze Sławka kursu udało się zdać egzamin pomyślnie. Był natomiast jeden przypadek osoby, która od razu rano drugiego dnia zrezygnowała ze skoku. Uważam, że to żaden wstyd i że po takim szkoleniu, rzeczywiście dociera do nas jak bardzo jest to niebezpieczne i jakiej ogromnej wymaga koncentracji. Co do tego, co mnie osobiście zaskoczyło najbardziej, to to, że uczestnicy, nie mogli sobie ot tak po prostu skoczyć i wylądować samodzielnie, co wydawało mi się już ogromnym sukcesem. Oni musieli dodatkowo, wylądować w konkretnym miejscu. Mnie paraliżowałby w ogóle strach, że lecę, a co dopiero zastanawianie się jak lecę, czy gdzie lecę... Ja na prawdę wyobrażałam sobie, że każdy ma wylądować gdzie chce, a wyspa jest na tyle mała, że ktoś ich pozbiera. Teraz jak na to patrzę z perspektywy czasu, to wydaje mi się to śmieszne, bo jazda i poszukiwanie zagubionych skoczków jest trochę nierealna dla organizatorów.
Warto jeszcze zaznaczyć, że wasz skok zależy nie tylko od przebiegu egzaminu, ale również od dobrej pogody. Jeśli ta nie dopiszę, będziecie musieli wrócić na wyspę w innym terminie, więc przed rezerwacją koniecznie sprawdźcie prognozę.
Przed wejściem do samolotu odbywa się krótka odprawa, prowadzący omawia warunki pogodowe, tłumaczy, w którą stronę będzie leciał samolot, gdzie będzie wypuszczać skoczków. Oczywiście wszystko jest uzależnione od wiatru. Do samolotu wsiada się wraz z całą grupą, instruktorem, oraz kamerzystą (samo wsiadanie, również zostaje wcześniej przećwiczone). Osoby towarzyszące, mogą objechać lotnisko, żeby znaleźć się jak najbliżej miejsca lądowania. Ja tak właśnie zrobiłam.
Z mojej perspektywy był to ogromny stres, nie potrafiłam się uspokoić, nawet kiedy widziałam, że wszyscy mają otwarte spadochrony i zmierzają w odpowiednim kierunku. Kiedy zobaczyłam, że jeden spadochron wyjątkowo się kręci i leci z większą prędkością niż inne, wiedziałam na kogo muszę kierować obiektyw aparatu. Nie pomyliłam się i udało mi się uchwycić lot i lądowanie mojego męża. W powietrzu minął się nawet z jedną z uczestniczek. Ja oczywiście miałam przed oczami czarny scenariusz, że ich linki zaraz się zaplączą, ale nic takiego się nie stało. Wszystkie tego typu sytuacje były wcześniej omawiane. A Sławek należy do osób, które nie mogą sobie spokojnie lecieć, tylko muszą wymyślać. Uspokoiłam się dopiero, kiedy zobaczyłam go na ziemi, bo w powietrzu do końca nie ma pewności, kto jest kim, każdy ma taki sam spadochron.
Z punktu widzenia skoczka, myślę, że stres jest nieporównywalnie większy. Sławek opowiadał mi, że na początku każdy jest uśmiechnięty i pozytywnie naładowany. Do czasu, kiedy samolotu nie opuszcza pierwszy z grupy. Bo to wygląda tak, że on siedzi na progu i nagle znika, skacze i go nie ma, i nikt go nie widzi. I to jest moment, kiedy atmosfera robi się poważna i chyba do większości dociera, że to nie są jaja i że zaraz ich kolej, że to oni za chwilę znikną. Wszyscy przed skokiem, uśmiechają się do obiektywu kamery, ale nie dajcie się zwieźć - nerwy są ogromne. Na pewno wstawię wam na dole filmik z ujęciem tego momentu (wstawię go jutro lub pojutrze, bo muszę go odnaleźć i trochę skrócić).
Skok spadochronowy na pewno był świetnym prezentem i niezapomnianym przeżyciem. Strach nie był na tyle duży, żeby zniechęcić Sławka do tego sportu i już planuje kolejny skok. Otrzymał dyplom, więc przy następnej okazji, może ominąć część szkoleniową i zapisać się na sam skok. Jeśli pogoda dopisze, może nawet uda mu się skoczyć dwukrotnie.
A wy, odważylibyście się na takie wyzwanie? A może znacie inne ciekawe miejsca w Holandii i okolicach, gdzie można także uprawiać ten sport?
Ja chyba też bym się nie odważyła na skok ze spadochronem, ale z drugiej strony jest to niesamowite przeżycie ;-)
OdpowiedzUsuńKażdy powinien spróbować skoku ze spadochronem, świetna zabawa i doświadczenie nie do zapomnienia :)
OdpowiedzUsuńRównież uwielbiamy skoki :)
OdpowiedzUsuńTo trzeba przeżyć. To jest przełamanie samego siebie. Pokazanie, że się potrafi, że da się zmotywować do działania i być wyżej nad obawami
OdpowiedzUsuńFantastyczny pomysł na prezent. :) Zwłaszcza, że pojechałaś z mężem i uwieczniłaś wszystko na zdjęciach. Na pewno zapamiętacie to przeżycie na długo. :)
OdpowiedzUsuńSkok spadochronem to fantastyczne doświadczenie, które wiąże się z ogromnymi emocjami i to tymi pozytywnymi.Nagły napływ adrenaliny w połączeniu z widokami to widok zapierający dech w piersiach.Warto spróbować i przeżyć to chociaż raz.
OdpowiedzUsuńTo prawda, tuż przed skokiem są ogromne nerwy, ale potem na ziemi jaka radość, że się tego dokonało! To nie lada wyczyn, wiele osób chciałoby spróbować, a się boi - a Twojemu mężowi się udało. To wspaniała przygoda! I bardzo oryginalny prezent :)
OdpowiedzUsuń